Recenzja filmu

Dwóch prokuratorów (2025)
Siergiej Łoznica
Aleksandr Kuznetsov

Lewiatan

Ten duch starego Hollywood, obecny niedawno chociażby w "Oficerze i szpiegu" Polańskiego, pozwala wybrzmieć przygotowanej z pietyzmem stronie plastycznej filmu, stanowiącej niewątpliwie jego
Lewiatan
Polityczne kino często opiera się na konwencji wypełnionego zwrotami akcji thrillera albo naiwnej, lecz emocjonalnej przypowieści ku pokrzepieniu serc. Siergiej Łoźnica, wielki ukraiński dokumentalista, prawdy o zbrodniach sprzed lat poszukał w formie tradycyjnej baśni. Opowieści, której zakończenie znamy od początku, morał jest prosty, gorzki i niczym "Dziewczynka z zapałkami" Andersena obwiniający nie jednostki, a całe społeczeństwo i rzeczywistość. Oto "Two Prosecutors": prosta, lecz nie prostacka opowieść przedstawiona w wizualnie powalający sposób. 
 
Fizyk teoretyczny Georgij Demidow był wzorem radzieckiego naukowca lat trzydziestych. Wywodzący się z robotniczej rodziny mężczyzna dzięki swojej wielkiej pracowitości i inteligencji piął się po szczeblach kariery akademickiej, zostając w końcu uczniem i podwładnym samego Lwa Landaua (legendarnego rewolucjonizatora nauki, duchowego protagonisty projektu "Dau" Ilji Chrżanowskiego). Demidow miał przed sobą świetlaną przyszłość w świetnie wyposażonych laboratoriach uniwersytetu charkowskiego, mógł snuć fantazje nawet o Noblu. Aż lutym 1938 roku trwająca od trzech lat fala prześladowań pracowników ukraińskiej uczelni przez NKWD dopadła i jego – pod zarzutem upodobań trockistowskich trafił do niesławnego gułagu Kołymy, położonej na krańcu Syberii "Przeklętej wyspy". W "radzieckim Auschwitz bez pieców krematoryjnych" naukowiec spędził kolejne czternaście lat, a na rehabilitację czekał aż do 1958 roku. Doświadczenia te pchnęły mężczyznę do poświęcenia swojego czasu pisaniu, lecz obrana przez niego tematyka – systemowe prześladowania, zbrodnie NKWD i absurd bezsilności jednostki w Związku Sowieckim, uniemożliwiła jakikolwiek druk jego tekstów. 
 
Opublikowane w 2009 roku, czterdzieści lat po napisaniu, opowiadanie "Dwóch prokuratorów" poruszyło Siergieja Łoźnicę, który dostrzegł w nim wielki potencjał do przeniesienia na ekran. Oto historia perfekcyjnego młodego bolszewika i dalece nieperfekcyjnego świata stworzonego przez starych bolszewików. Dorastający już po rewolucji Alexander Kornyev (w tej roli wielki rosyjski aktor młodego pokolenia Aleksandr Kuźniecow, od czasu inwazji na Ukrainę mieszkający na Zachodzie) głęboko wierzy w ideały Kraju Rad i lepsze jutro dla społeczeństwa, które mają ze sobą nieść. Dlatego, gdy na jego biurko trafia gryps od osadzonego przez NKWD dawnego wykładowcy prawa, nie waha się ani chwili i z pełną stanowczością oraz wykorzystaniem niedawno otrzymanej formalnej władzy prokuratora, dąży do spotkania i wysłuchania skazańca. Dochodzi do nieuchronnego zderzenia idealisty z machiną systemu, które doprowadzić może tylko do jednego końca. Mimo prostoty opowieści oraz potencjału na zbanalizowanie jej do poziomu "a wiedzieliście, że stalinizm był nieludzki", literackie zamiłowania filmowca dodają całości uroku i pewnej głębi. Kafkowski humor bezsilności miesza się z portretem upadku w walce z zepsuciem świata rodem z twórczości Dostojewskiego, czy "Morfiny" Bułhakowa
 
Według pierwotnej idei "Two Prosecutors" otwierać i kończyć miały nagrania archiwalne, ulubiona materia Łoźnicy, który od dekad znany jest jako mistrz składania dokumentalnych opowieści z zapomnianych taśm sprzed lat. Chociaż pomysł ten upadł, to pozostawił on po sobie dziedzictwo w postaci wizualnego języka filmu. Całość nakręcona została w tak zwanym "formacie akademii", czyli 1,37:1, charakterystycznym dla kina lat trzydziestych i czterdziestych. W duchu epoki, wszystkie ujęcia są też statyczne, co pozwala na skupienie uwagi widza na dialogach oraz szczegółach wizualnych, bez rozpraszania wprowadzanego przez dynamiczną, ruchliwą kamerę. Ten duch starego Hollywood, obecny niedawno chociażby w "Oficerze i szpiegu" Polańskiego, pozwala wybrzmieć przygotowanej z pietyzmem stronie plastycznej filmu, stanowiącej niewątpliwie jego największy atut. Rumuński operator Oleg Mutu (m.in. "Śmierć pana Lazarescu", "4 miesiące, 3 tygodnie i 2 dni", czy polskie "Zjednoczone stany miłości") postawił na odważny klucz kolorystyczny – w "Two Prosecutors" paleta barw ograniczona została do czerni, szarości, ciemnych błękitów, brązów, bieli i sporadycznej krwawej czerwieni. Ten zabieg pozwala na wyrzucie ekranu z jakichkolwiek pierwiastków nadziei czy życia, przy jednoczesnym zachowaniu pewnego wysmukłego piękna. Zachwycają zwłaszcza kostiumy stworzone przez naszą rodaczkę Dorotę Roqueplo z autentycznych tkanin z lat trzydziestych. 
 
Najnowszy obraz Siergieja Łoźnicy to piękna wycieczka w przerażającą, a wcale nieodległą przeszłość. Ukraiński autor z precyzją godną filmowego historyka totalitaryzmów przenosi widzów w świat, gdzie system jest bogiem, a ideały, hierarchie i prawa stanowią tylko jego pochodne. Dla wychowanych w świadomości zbrodni stalinizmu Polaków pewnie nie znajdzie się w "Two Prosecutors" nic nowego, lecz to wciąż wstrząsająca opowieść, która dzięki wybitnej realizacji artystycznej pozostaje w głowie na długo po seansie.  
1 10
Moja ocena:
7
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?